piątek, 18 września 2015

○ Chapter Three ○

Kean

Czekałem na jej powrót skubiąc trawę.
Czułem coś do niej.
Coś mocnego, trwałego i teraz bolesnego.
Możliwe, że ona tego nie czuła, że to tylko moje wymysły ale z drugiej strony przybiegła mi na pomoc. Tylko ona. Jedyna.
Po jakiejś godzinie dało się słyszeć kroki.
Wstrzymałem oddech ale kiedy zobaczyłem jej brązowe włosy wyjrzałem z kryjówki.
-Jesteś.
Usiadła obok mnie z małym słoiczkiem w ręku.
-Zdejmij koszulkę.
Spojrzałem na nią.
-Mam Ci wsmarować maść przez materiał? -  zapytała z drwiną ale w jej oczach widać było przebłysk rozbawienia.
Posłusznie pozbyłem się t-shirtu i rzuciłem go na pobliskie krzaki.
Wbiła wzrok w rany.
-Coś nie tak?
Z ran przeniosła spojrzenie na oczy.
-Będę musiała wyjąć kulę.
Pokiwałem powoli głową.
-Rób co musisz..
Przysunęła się i nachyliła nad raną postrzałową.
Włosy spadały jej na twarz więc co chwila zakładała je sobie za ucho.
-Będzie bolało... -  spojrzała nagle na mnie
-Wytrzymam.
Pokiwała głową i wyjęła z kieszeni koszuli szczypce oraz waciki i chusteczki.
Przejechała wacikiem po ranie i zabrała się do usuwania pierwszej z kul.
Kiedy szczypce znalazły się w moim ciele wierzgnąłem.
-Nie ruszaj się. -  skarciła mnie
Zmusiłem się do spokoju kiedy zimny metal szukał pocisku.
Po jakichś pięciu minutach odsapnęła i wyjęła zakrwawioną kulkę.
Odłożyła ją na chusteczkę, odkaziła szczypce i ponowiła operację z drugą z ran.
Wierzgnąłem na nowo, ta rana była głębsza i bardziej bolała.
-Jest. -  wyjęła kulkę i odłożyła obok pierwszej.
-Dziękuje.  -  zmusiłem się do cierpkiego uśmiechu
Przetarła dłonie chustką i odkręciła dekielek słoiczka.
Nabrała maści na palce i zaczęła wcierać w nabrzmiałe miejsca.
-Lepiej?
Przytaknąłem.
Uśmiechnęła się delikatnie ocierając czoło.
Oblizałem spierzchnięte wargi.
-Jesteś spragniony?
Nie czekając na odpowiedź sięgnęła za siebie.
W ręku trzymała bukłak wypełniony wodą.
Przystawiła mi brzeg do ust i zaczęła wlewać ciecz do gardła.
Przełknąłem i przetarłem wargi wierzchem dłoni.
-Wyglądasz na zasmuconą, co się stało? -  spytałem widząc jak oczy zasnuwa jej smutek.
-Nic.- zbyła mnie wcierając kolejną warstwę maści.
Kiedy skończyła chwyciłem ją za dłoń.
-Powiedz mi.
Odwróciła ode mnie wzrok.
Ścisnąłem jej dłoń zachęcająco.
-Ojciec.  -  tylko tyle powiedziała, ale to mi wystarczyło bo wszystko zrozumiałem
-Nie przejmuj się nim. Coś Ci zrobił?
Zaprzeczyła kiwając głową.
Podniosłem się z trudem.
-Na pewno?
Spojrzała na mnie marszcząc brwi.
-To nie jest twoja sprawa.
Wstała i otarła dłonie.
-Pójdę już.
Nie odezwałem się.
Ruszyła do bramy wolnym krokiem.
-Wiem, że coś Ci zrobił.
Przystanęła.
-To sprawa moja i mojej watahy. Nie twoja.
-Teraz też moja.
-A to dlaczego?
-Bo to z mojej winy.
Prychnęła.
-Żegnaj.
-Do zobaczenia.
Przeszła na swój teren i zniknęła w zaroślach.

Rosa


-I jak? - Murie wyrosła przede mną
-Normalnie. Odpoczywa.
Spojrzała na mnie tym przenikliwym spojrzeniem.
-Źle potraktowałaś dzisiaj Serr'a. On się martwi.
Westchnęłam głośno.
-Nie prosiłam go o to.
-Co ty ze sobą robisz? Albo raczej co ten obcy z tobą robi?
Zmarszczyłam brwi.
-Możesz w końcu przestać?!
-Mam przestać mówić prawdę? -  złapała mnie za ramię - Sama to dojrzyj.
-Ubzdurałaś sobie coś. Nie chcę tego słuchać. Jest ranny, pomógł mi a teraz ja pomagam jemu.
Dalej na mnie patrzyła.
-Jak chcesz to dalej siebie okłamuj.
-Wcale się nie okłamuję!
Puściła moje ramię i usiadła na swoim łóżku.
Z westchnięciem położyłam się na pościeli.
Zamknęłam oczy i już bym zasnęła gdyby nie te dwa słowa, które wypłynęły z ust mojej siostry.
-Kochasz Go.
-To oszczerstwa. Zgłupiałaś.
-Nie to ty zgłupiałaś. Serr Cię kocha a ty wolisz jakiegoś obcego z innej watahy.
Wstałam z warknięciem.
-Nie kocham Serr'a zrozumiałaś?! Czy może mam Ci to przeliterować?! N-I-E~K-O-C-H-A-M~S-E-R-R-'A ?!
Spojrzała na mnie wściekle.
-Nie zasługujesz na niego.
Zaśmiałam się histerycznie.
-No i co z tego?! Nie chcę na niego zasługiwać, mam go gdzieś rozumiesz?!
Nagły ruch pod drzwiami przerwał naszą wymianę zdań.
Podbiegłam do okna i zobaczyłam blondyna idącego wściekle do lasu.
Murie stanęła obok mnie i wpatrzyła się w plecy chłopaka.
-Coś ty narobiła.- syknęła wychodząc z chatki
Stałam jak wryta, ale po chwili wybiegłam z domku i pobiegłam za nimi.
-Serr zaczekaj!
Warknął cicho idąc dalej.
-Serr proszę!
Przystanął.
-Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Może że mnie nienawidzisz? A może to, że w ogóle się dla Ciebie nie liczę?
-Liczysz! Ale ty czujesz do mnie coś czego ja nigdy nie poczuję rozumiesz?!
-Nie. Ja już nic do Ciebie nie czuje. Chyba że obrzydzenie.
-Serr...
-Nie. Dość już mam tego jak mnie traktujesz. Nie jestem śmieciem.
-Ja to wiem...przepraszam to nie miało tak zabrzmieć...
Splunął w moją stronę, chwycił Murie za rękę i pociągnął ją za sobą.
Powstrzymywałam z trudem łzy i skierowałam się do granic naszego terenu, do bramy.




Kean

Zasypiałem w ciszy zachodzącej nocy kiedy usłyszałem przyśpieszony oddech.
Wyjrzałem ze swojej kryjówki i zobaczyłem ją.
Siedziała na trawię przy bramie i płakała.
-Rosa? -  zawołałem
Spojrzała na mnie czerwonymi od łez oczami.
-Daj mi spokój. - załkała
Podniosłem się z trudem i pokuśtykałem w jej stronę.
Oparłem się o bramę z drugiej strony.
-Co się stało?
Złapałem ją za dłoń pod bramą i ścisnąłem.
-Nienawidzą mnie.
-Kto?
-Moja siostra, ojciec, Serr, wszyscy.
Spojrzałem na nią.
-Nie jesteś sama.
-Jestem.
-A ja?
-Ty? My nie powinniśmy się spotykać. To wbrew...zasadom - przełknęła słone łzy
 -Zasady są po to by je łamać, wiesz?
-Nie.
Zaległa cisza.
Postanowiłem ją przerwać.
-Chodź do mnie. Na drugą stronę.
Zaskrzypiał metal, odsunąłem się od bramy a ona przeszła na mój teren.
Usiadła obok mnie w znacznym oddaleniu.
-Rosa..
Podniosła na mnie opuchnięte oczy.
-Jesteśmy w tym razem.
-Wcale nie.
-Tak. Mnie wataha nie chcę. Nawet mnie nie szukają. Założę się, że nawet nie zauważyli, że zniknąłem.
Otarła łzy.
-A mnie nienawidzą, prawie wszyscy.
Przytaknąłem.
-Lecz, nadal masz mnie, rozumiesz?
-Chyba tak.
Odszukałem jej dłoni na trawię.
Splotła nasze palce razem ale nadal siedziała daleko.
-Chodź tu..
Wtuliła się we mnie lekko ale jej serce biło taki sam rytm jak moje.
Połączyły się razem akompaniując sobie nawzajem.















1 komentarz: