Rosa
Obudziło mnie ciche pomrukiwanie nad moim uchem.
Rozwarłam powieki i dostrzegłam Serr'a siedzącego obok w wilczej postaci.
Podniosłam się i spojrzałam na niego smutnymi oczami.
Podszedł do mnie i polizał po uchu.
Odwróciłam od niego głowę nie chcąc by to powtarzał.
Lubiłam go ale nie tak jak on mnie.
Murie wiele razy mi to wypominała, mówiła, że powinnam przestać wymyślać i zgodzić się na jego zaloty.
W głębi serca to były tylko puste słowa, ponieważ ona sama była nim zainteresowana.
Podniosłam się i bez spojrzenia za siebie pognałam do swojej chatki.
Zatrzymałam się przed drzwiami i zmieniłam się w człowieka.
Na szczęście koszula tego chłopaka nie rozdarła się.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Miałam dość ojca i jego chorych zasad.
Nie zrobiłam nic złego.
Usiadłam na łóżku i chwyciłam zdjęcie stojące na stoliku obok.
Moja matka umarła podczas porodu kiedy to okazało się, że wcale nie jestem człowiekiem.
Rozdarłam jej brzuch od wewnątrz kiedy próbowałam wydostać się do życia.
Nigdy sobie tego nie wybaczyłam ale jeszcze bardziej nienawidziłam za to ojca.
Zapłodnił człowieka, którego nie kochał tylko żeby powiększyć watahę.
Odłożyłam ramkę na miejsce i przetarłam oczy dłońmi.
-Weź się w garść siostro.
Spojrzałam na łóżko po drugiej stronię.
-Murie to dla mnie trudne...
-Wiem, ale teraz już nic nie zmienisz...trzeba iść do przodu.
Pokiwałam głową.
-Nie zapominaj, że ja jestem w takiej samej sytuacji...nie zwracaj uwagi na ojca, on nie jest tego wszystkiego wart.
-Jest Alfą.
Pokręciła głową.
-Alfa to wilk, który widzi cierpienia innych a nie tylko swoje. Który pomaga w trudnych chwilach i wspiera. Charles jest tylko nędzną karykaturą alfy.
Miała racje ale co z tego?
-Serr Cię wczoraj szukał.- powiedziała patrząc na mnie przenikliwie
O nie. Tylko nie ponowna rozmowa o nim.
Nie odpowiedziałam kładąc się na łóżku i zamykając oczy.
-Rosa, nie udawaj, że śpisz.
Westchnęłam głęboko.
-Murie skończ z tym dobrze?
Popatrzyła na mnie.
-Nie czuje tego co on. I nie poczuje, zrozum to.
Zmarszczyła brwi.
-Rosa tylko nie mów mi, że....
Podniosłam się.
-Co? O co znowu chodzi?
-O nic...tylko dziwnie się zachowujesz...od spotkania z tym chłopakiem...
Wstałam.
-Przestań w tej chwili. Teraz to już naprawdę nie wiem skąd wzięłaś te podejrzenia.
Wyglądało na to, że odpuściła.
Kean
Obudziłem się z burczeniem w brzuchu.
-Ty tępy wilku.- przeklnąłem siebie za głupotę
Wstałem i rozciągnąłem się.
Wyczułem zapach sarniny a ślinianki doznawały szału jak cały mój organizm.
-Weź się w garść. Dasz radę.
Ale to było strasznie trudne.
Nigdy nie byłem tak głodny jak teraz, z rana po nocnych koszmarach.
Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z chaty.
W powietrzu rozchodził się zapach świeżej padliny.
Musiało być po dziewiątej, po polowaniu.
Zacząłem się rozglądać byle tylko usunąć z myśli mięso.
Zobaczyłem Ellie, która wgryzała się w kark zwierzęcia z rozkoszą wypisaną na twarzy.
Przyśpieszyłem kroki i wbiegłem w zarośla.
Chciałem być jak najdalej od nich.
Przystanąłem dopiero wtedy kiedy nie czułem już woni ubitej sarny.
Padłem na ziemie opierając się o pień drzewa i zamknąłem oczy.
Nagle moim nosem zawładnął zapach zająca.
Rozwarłem powieki, które zabłysły.
Nikt się nie pozna.
Są zajęci, nie poczują niczego.
Muszę coś zjeść.
Podniosłem się i zacząłem szukać aromatu.
Zmieniłem się w wilka i pognałem za zapachem.
Z nosem przy ziemi dotarłem do strumienia.
Zacząłem chłeptać cicho wodę rozglądając się.
Podniosłem głowę i wpatrzyłem się w szary punkcik przy krzakach.
Wysunąłem pazury i obnażyłem kły, które ociekały śliną.
Przygotowałem się i skoczyłem nad strumieniem.
Upadłem nie tracąc równowagi a zając odskoczył w bok, lecz dla niego było już za późno.
Dopadłem go i zacząłem zagryzać.
Kiedy wyzionął ducha, zająłem się jedzeniem.
Rozrywałem skórę, mięśnie i ścięgna połykając łapczywie.
Nie zwracałem uwagi na otoczenie, na hałasy i łamanie gałązek.
Byłem tak głodny, że liczył się tylko zając.
Odgryzałem właśnie mięso z kości kiedy to poczułem piekący ból w boku.
Spojrzałem tam i dostrzegłem ranę od pocisku.
Ktoś mnie postrzelił.
Podniosłem się z syknięciem i rozejrzałem.
Wokół mnie stało trzech ludzi ze strzelbami.
Warknąłem na jednego z nich.
Człowiek wycelował na nowo i pociągnął za spust.
Wydałem z siebie jęk wymieszany z wyciem.
Postanowiłem uciekać i ukryć się gdzieś.
Ruszyłem biegiem, opóźniany strzelistym bólem, który powiększał się z każdym krokiem.
Jęknąłem głośno.
Spojrzałem za siebie.
Strzały goniły mnie i mijały o milimetry.
Skoczyłem w bok i schowałem się w zaroślach.
Z trudem powstrzymałem wycie i jęki.
Usłyszałem kroki.
Mężczyźni przebiegli obok nie przestając strzelać.
Kiedy w końcu ucichło i byłem pewien, że żaden człowiek tego nie usłyszy zawyłem żałośnie nawołując stado.
Rosa
W oddali, gdzieś za granicami wył wilk.
Odgłos ten przepełniony był bólem. Okropnym bólem.
Ten jękliwy dźwięk sprawił, że moje serce zabiło mocno.
Wyszłam z chaty i rozejrzałam się.
Wydawało się, że nikt inny tego nie usłyszał, tylko ja.
Murie wesoło gawędziła z Serr'em.
Kiedy na mnie spojrzała rumieniec wpłynął na jej twarz.
Nie to było teraz ważne.
Ważny był wilk.
Ranny, zawodzący żałośnie wilk.
Nie zważając na zadziwione spojrzenia i pytania pobiegłam w las.
Wył. Nieprzerwanie ale coraz ciszej.
Przyśpieszyłam przybierając formę zwierzęcia i pognałam łamiąc gałązki i trawy.
Dotarłam do bramy gdzie wycie mimo, że cichsze tu było wyraźniejsze.
Miałam gdzieś to co powie ojciec.
Musiałam tam wbiec.
Jękliwy, coraz cichszy odgłos.
Minęłam strumień przeskakując go i pognałam w dal.
Teraz wyraźny dźwięk odbił się od drzew.
Dobiegłam do zarośli.
Podeszłam z drugiej strony i zobaczyłam go.
Leżał w kałuży krwi, która powiększała się z każdym jękiem.
Podniósł na mnie wzrok i przymknął powieki.
Położyłam się obok niego i zaczęłam własnym ciałem tamować krwotok.
Posoka ciekła i brudziła moją szarą sierść, lecz nie zważałam na to.
Miałam nadzieje, że to jakoś mu pomoże.
Zawył cicho i spojrzał na mnie zielonymi oczami, które teraz były pełne łez.
Odsunęłam się i spojrzałam na rany.
Teraz coraz mniej czerwonej cieczy ubywało z jego ciała.
Zaczęłam lizać rany językiem żeby je zasklepić i dać mu ukojenie od bólu.
Mruknął cicho.
Kiedy byłam pewna, że krew już nie płynie, zmieniłam się w człowieka.
-To ty... - szepnęłam i otarłam dłonie z krwi
Pokiwałam powoli głową.
-Zaraz wrócę, przyniosę Ci wody ze strumienia dobrze?
Potwierdził odprowadzając mnie wzrokiem.
Wróciłam po chwili.
Zaczęłam przemywać mu jeszcze raz rany.
Patrzył na mnie cały czas.
Kiedy skończyłam usiadłam w trawię.
Podniósł się powoli i podszedł do mnie.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
Przejechał językiem po moim policzku i padł na ziemie z jękiem.
-Możesz zmienić się w człowieka?
Pokiwał ciężko głową i przeszedł transformacje.
Leżał teraz na trawię ubrany w wytarte jeansy i t-shirt przesiąknięty krwią.
-Jak Ci na imię?
-Kean...- wysapał
Pokiwałam głową.
-Dlaczego nikt z twojej watahy nie przyszedł Ci z pomocą?
-Nie...wiem...może nie słyszeli...
-Nonsens. Ja słyszałam a byłam jeszcze bardziej oddalona.
Popatrzył na mnie.
-Dziękuje. Czasami uważam, że w tej watasze jestem nikim.
-Nie, na pewno nie.
-Ellie, samica Alfa powiedziała mi kiedyś, że jestem tylko małą częścią wilczego stada.
Zadrgało mi serce.
Mój ojciec powiedział to samo.
-Nie martw się, na pewno tak nie jest.
-Skąd możesz to wiedzieć?
Spuściłam wzrok.
-Ponieważ jeśli Alfa tak mówi, to znaczy, że nie jest nią naprawdę. Pewna mądra osoba mi to dziś uświadomiła - pomyślałam o Murie, która teraz pewnie wysłuchuje kazań ojca na mój temat.
-Masz rację.
Spojrzałam na niego.
-Nie wrócę tam.
-Co?
-Nie wrócę do watahy.
-Ale, jesteś ranny, musisz..
-Nie. Nie wrócę do niej.
-Musisz...jak chcesz przetrwać?
-Pomożesz mi.
-Mylisz fakty. Niby jak mam Ci pomagać?
-Ucieknij ze mną.
-Co?! Oszalałeś.
-Nie. Przecież jesteś taka jak ja.
-Mówię Ci, że nie!
-Nie zaprzeczaj.
-Oszalałeś.
-Rosa, przecież nasze watahy nas nie chcą.
-Ale to nie powód, żeby uciekać!
-A jaki jest powód żeby nie uciekać?
Zmarszczyłam brwi.
-Ja mam siostrę. Przyjaciół. Jeden gruby Alfa nie sprawi, że porzucę życie żeby uciec gdzieś z tobą.
Zaśmiał się z cichym jęknięciem.
-Nie wolno Ci odejść z watahy. Musisz wyzdrowieć. Niby jak chcesz to zrobić błąkając się sam po lesie?
-Nie sam. Z tobą.
-Powiedziałam już, że nie ucieknę.
-A założymy się?
-Przestań. Musisz wrócić do siebie i zapomnieć o mnie i o tym głupim pomyśle ucieczki.
-Próbowałem.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Co?
-Zapomnieć o tobie. Ale nie potrafię zrozum.
Zaśmiałam się histerycznie.
-Ubzdurałeś sobie coś.
Zaprzeczył.
Wstałam z trawy i spojrzałam na niego z góry.
-Przestań.
-Chcesz dowodów, że nas coś łączy?
-No proszę. Przedstaw jakiś śmieszny dowód.
Usiadł z trudem.
-Przybiegłaś mi na pomoc. Jako jedyna.
-To jest odpowiedź za twoją pomoc. Ty pomogłeś mi ja pomogłam tobie.
Zmarszczył brwi.
-Nie. To jest przeznaczenie.
-Oszalałeś. Może lepiej będzie jak wrócisz do watahy a ja odejdę i wysłucham kazania ojca.
-Nie idź. Proszę.
Westchnęłam.
-Jesteś ranny i potrzebujesz prawdziwej pomocy uzdrawiacza.
-Chcę pomocy tylko od Ciebie.
-Jaki ty jesteś uparty.- warknęłam
Uśmiechnął się przelotnie.
-Jak ja mam Ci pomóc? Zrobiłam wszystko co mogłam.
Usiadłam na nowo z westchnięciem.
-Dobra już wiem.
Popatrzył na mnie ciekawskim spojrzeniem.
-Schowasz się przy bramie, ale na swoim terenie a ja codziennie postaram się do Ciebie przychodzić.
Uśmiechnął się.
-Dobrze.
Podniosłam się i podałam mu rękę, żeby mu pomóc wstać.
Dźwignął się na nogi i oparł na moim ramieniu.
Ruszyliśmy powoli w drogę.
Przed bramą pomogłam mu usiąść w zaroślach.
-Żegnaj.
-Wrócisz.
Pokiwałam głową.
-Przyniosę maści jak tylko zdobędę. Musisz poczekać.
-Nie ruszę się z miejsca byleby tylko Cię zobaczyć.
-Przestań z tym już.
Zachichotał.
-Myślisz, że będą Cię szukać?
-Wątpie w to.
Pokiwałam głową i dotknęłam dłonią klamki.
Zaskrzypiał metal kiedy przeszłam na swój teren.
Pobiegłam do swojej watahy nie odwracając się.
Kiedy wbiegłam na polanę dostrzegłam idącego w moją stronę ojca.
Przyjrzałam się sobie. Byłam upaprana krwią, śmierdząca i podrapana.
Stanęłam i czekałam na wyrok.
-Ty skończona kretynko.- warknął obnażając kły
Zmarszczyłam brwi.
-Jesteś najgłupszą wilczycą jaką wychowywałem.
Chwycił mnie za ramię i szarpnął nadrywając ścięgno.
-Ile razy mam powtarzać, że nie masz prawa chodzić tam gdzie nasze granice się kończą?!
-Ale ja...
-Nie! Dość mam tłumaczeń!
-Puść mnie!
-Ile razy powtarzałem?!
-Puść mnie zwyrodnialcu!
Wokół nas zebrał się tłum.
-Jak mnie nazwałaś?
-Tak jak usłyszałeś.
-Jesteś taką samą kretynką jak ta twoja naiwniacka matka!
Warknęłam głośno.
Spojrzałam na Murie patrzącą na to wszystko z zaciskaniem pięści.
-Nie wiesz co na to odpowiedzieć? - zaśmiał się podle i pchnął mnie na ziemie
Syknęłam usiłując wstać.
-A wy co?! Rozejść się. To nie jest przedstawienie. - warknął i ruszył do swojej jamy
Poczułam jak czyjeś silne ręce podnoszą mnie z ziemi.
-Nic Ci nie jest? - Serr postawił mnie na nogi
-Nnie... - zaczerpnęłam powietrza
-Gdzieś ty znowu była? Śmierdzisz jakimś obcym zapachem. - spojrzał na mnie badawczo
-Nie twoja sprawa okay? - odepchnęłam się od niego i zachwiałam
-Ostrożnie. Martwię się o Ciebie.
-Nie musisz!
-A i owszem, że muszę.
Westchnęłam.
-Czyja ta krew?
-Daj mi już spokój!
Podtrzymał mnie kiedy chciałam się wyrwać.
Usłyszałam kroki.
-Murie, weź jej coś powiedz.
Spojrzałam na siostrę.
-Rosa co się z tobą dzieje?
-Nic.
-Przecież widzimy.
Warknęłam.
-Dobra, Serr..zostaw ją mnie...pogadam z nią jak siostra z siostrą.
Chłopak puścił mnie i odszedł w stronę chaty.
Zostałam sam na sam z Murie.
-To jego krew.
-Nie wiem o kim mówisz.
-Nie udawaj. Co z nim?
-Nic.
Spojrzała mi głęboko w oczy.
-Dobrze, jest źle. Potrzebuje maści.
Uśmiechnęła się.
-Załatwię Ci ją.
Odetchnęłam cicho.
-Dziękuje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To tyle na dzisiaj :)
Chciałabym coś jeszcze ogłosić.
TO SAMO OPOWIADANIE PUBLIKUJE TEŻ NA WATTPADZIE.
WIĘC JEŚLI KTOŚ WOLI CZYTAĆ TAM TO TAM TEŻ MOŻNA :)
DZIĘKUJE ZA KAŻDĄ OPINIĘ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz